W te razy zadudniło w sieni. Drzwi się otwarły i przez próg chybnął do izby tęgi parobczak.
– Niech będzie pochwalony!
– Na wieki wieków! – Witajże Jędruś! – ozwali się chórem zgromadzeni. Wikcia szarpnęła matkę z radości. Jantek spojrzał na żonę.
– Ma rozum – pomyślał już tysiączny raz w życiu i stanęło mu w myśli „przeznaczenie”.
– Markotno ci na mnie? – szepnął Jędrek, wyciągając dłoń do Wikty…
Spojrzała tylko na niego… A umiała dobrze patrzeć!
Jędrek poszukał w rękawie i wyciągnął sporą butelczynę.
– Namowiny! – huknęło od stołu.
– Już drugie! – objaśniał Szczepan – i to na sam dzień mego patruna. To się znaczy, że w pierwszą niedzielę mięsopustu wesele. Teraz przecie jadwent nie zaskoczy!… Ale nie zwlekaj – zwrócił się do Jędrka – żeby cię post nie zastał, boby już było po niewczasie…
Jędrek się roześmiał. Butelczynę postawił na stole.
– Pamiętajże se Jędruś – trząsł go za ramię podpity Błażek – żebyś mi się zawdy ku przedkowi garnął!
– Nie zawdy ludzie dobrze radzą – bronił się Jędrek.
– Co tam! – ozwał się Szczepan – Ludziom nie wierz, ale i sobie zanadto nie ufaj!…
– Na zdrowie! – krzyknął Jędrek, przechylając szklankę – Wiktuś!
Podeszła i znów spojrzała na niego. Ciarki go przeszły.
– Po kiegom djabłów uciekał! – myśli se nalewając wino.
– Jak cię ma trafić, to cię trafi… – kończy myśli o „przeznaczeniu” stary Jantek, grzejąc się przy piecu i pozierając z wewnętrznem uszanowaniem na żonę, która była bardzo rada, że się dzieci „ze ślubem nie spóźnią”…
399 AZN qarşılığında bu va daha 2 kitab